Oooo, powrót do rzeczywistości spadł na mnie niczym grom z jasnego nieba, niby każdy wie że nastąpi a i tak ciężko jest go przeżyć godnie ;) No bo jak to się mówi, wszystko co dobre szybko się kończy...aaaa było bardzo dobrze. Oczywiście moje plany o totalnym wypoczynku, labie i relaksie zostały niezrealizowane, (no cóż, ten typ tak ma) ale i tak wakacje uważam za udane... bardzo udane.
                 Pobyt w Chicago spędziliśmy na spotkaniu z rodziną :) znajomymi, grillowaniu i oczywiście na zakupach. Za każdym razem zachwyca mnie bogactwo i różnorodność towarów. Sklepy spożywcze 'uginają' się od ogromu towarów o których w Europie,  możemy nadal, tylko pomarzyć. No i te wielkie opakowania hahah, no wiadomo w Ameryce wszystko jest big :) 
                Odwiedziliśmy salon Harleya Davidsona, gdzie oprócz niesamowitych maszyn można było nabyć Harleyowskie gadżety, od skórzanej odzieży po szklanki, świnki skarbonki i breloczki z logo salonu. Przechadzając się między motocyklami oczywiście zaczęliśmy snuć plany o zakupie i wybraniu się w podróż po Stanach na stalowym rumaku. No kto wie... może pewnego dnia :)


Po wizycie w Harleyu wybraliśmy się na spacer nad jezioro Michigan, które ze względu na to że było to już pózne lato, było niemal całkowicie opustoszałe, zero plażowiczów, kawiarenki pozamykane... i pomimo pięknej jeszcze aury,dało się wyczuć zbliżającą się jesień...
                 Zawsze i niezmiennie jedzenie odgrywa dużą rolę w trakcie naszych podróży i tym razem było podobnie. W Ameryce bardzo popularne są jadłodajnie typu bufet, płacisz raz- jesz ile chcesz. Plusem tego typu restauracji jest to że można popróbować różnego rodzaju produktów i dań, a nie jednego czy dwóch jak to przeważnie jest w normalnych restauracjach. Minusem? No cóż, uważam że chyba nigdzie na świecie nie marnuje się jedzenia tak jak tam. I chyba nigdzie nie je się takich ilości jedzenia...no ale skoro za $10 możesz siedzieć w bufecie i jeść tyle i tak długo jak tylko chcesz to nie ma się co dziwić że Ameryka jest w czołówce pod względem ilości ludzi otyłych. Ale jedno trzeba Ameryce przyznać, steki,mają absolutnie najlepsze na świecie :)


                
                 
              

Brak komentarzy