Pogoda zaskoczyła dzisiaj chyba wszystkich, już niemal marzec a dzisiaj co chwila sypie śnieg, w Irlandii wiosna przychodzi troszkę wcześniej niż w Polsce i już chyba każdy na nią czeka z niecierpliwością,  mimo wszystko postanowiłam wybrać się na spacer po okolicy, zza chmur co jakiś czas wychodziło słońce, powietrze było rześkie a wiaterek chłodny, mimo tego takie wyjście na świeże powietrze bardzo dobrze wpływa na kondycje fizyczna jak i psychiczną. Co jest takiego niesamowitego w tym kroczeniu przed siebie, marszu do bliżej nieokreślonego miejsca że umysł tak się wycisza, do głowy ni stąd przychodzą niesamowite pomysły i człowiekowi wydaje się że może wszystko? Hmmm wydaje mi się że chodzenie przez swoja prostotę jest tak oczywiste że nie wymaga myślenia tak jak oddychanie, przychodzi nam ono zazwyczaj bez trudu, nie musimy poświęcać temu swojej uwagi dlatego umysł może spokojnie odpocząć, a spacer w pięknych okolicznościach przyrody to balsam dla duszy. Od zawsze lubiłam spacerować, nie biegać.... za tym akurat nie przepadam, ale spacerować tak... wśród gór, lasów, jezior bez niepotrzebnych bodzców rozpraszających umysł, i jakież jest miłe to zmęczenie po górskich wędrówkach... Od zawsze też wolałam naturę i przyrodę od gwarnych miast, jakoś bardziej odnajduję samą siebie idąc pięknym górskim szlakiem, brzegiem morza a niżeli ulicami miast... Dlatego tak marzy mi się wybrać w podróż po Gruzji czy Nowej Zelandii iii dlatego mimo dołującej czasem pogody tak uwielbiam Irlandię i dlatego też tak dobrze wspominam, choć bardzo krótki to jednak niesamowity pobyt w pięknej i dzikiej Islandii, miejscu do którego mam zamiar wrócić w sezonie letnim aby zobaczyć piękne porośnięte soczyście zieloną trawą wzgórza oraz zimą, by taplając się w gorącym zródełku podziwiać niesamowity spektakl jakim jest zorza polarna.
                                Nasz pobyt na Islandii przypadł na początek maja zeszłego roku, wraz ze znajomymi postanowiliśmy że to kraj który warto zobaczyć, z Agatką i Maćkiem spotkaliśmy się już na miejscu, na lotnisku w Reykjaviku, gdzie dolecieliśmy, po wcześniejszym nocowaniu w Bristolu, niestety nie ma bezpośrednich lotów z Dublina. Z lotniska, autobusem pojechaliśmy na dworzec gdzie umówieni byliśmy z pracownikiem firmy, w której wynajęliśmy naszego kampera, polecam firmę CampEasy są rzetelni i darzą klienta zaufaniem :) już razem z nim pojechaliśmy do firmy, gdzie załatwiliśmy wszystkie formalności. Gdy już wszystkie opłaty zostały uregulowane mogliśmy wreszcie w pełni zacząć naszą przygodę, w pierwszej kolejności jednak udaliśmy się na zakupy spożywcze na najbliższe niemal cztery dni, jako że nasz kamper miał nam zastąpić dom na ten czas


Bardzo popularne są tutaj sklepy Bonus ( logo ze świnką) coś na wzór naszych lidlów czy aldi. Zaopatrzenie się w prowiant to bardzo dobry pomysł gdyż podróżując po Islandii nie mijamy zbyt wiele sklepów, czy jadłodajni. Gdy już nasza lodówka została zapełniona, w końcu mogliśmy wyruszyć eksplorować wyspę. Islandia w maju to nie to co Polska czy Irlandia,  trawa czy drzewa jeszcze się nie zielenią i zdecydowanie nie widać tutaj wiosny, co dla mnie, mimo że wyspa i tak jest przepiękna, było jednak dość sporym minusem i dlatego tak marzy mi się wrócić tam raz jeszcze w lecie. Sporym plusem są niższe ceny tak za wynajem kampera, auta jak i za pola kempingowe, tak na prawdę, mimo naszych szczerych chęci, za pobyt na polu kempingowym nie płaciliśmy ani raz... po prostu nie było komu... :)
                                Jednym z pierwszych miejsc do którego dotarliśmy był gejzer Litli, piękny i majestatyczny który co kilka minut wyrzucał w górę gorącą wodę, trzeba uważać żeby nie stać pod wiatr gdyż można skończyć tak jak Krzyś, który w kilka sekund był cały mokry gdyż nie zdążył uciec na czas :D wokoło unosił się 'jajeczny' ;) zapach siarki a teren dookoła wyglądał troszkę jak z innego, prehistorycznego świata :)





                                Następnie udaliśmy się nad popularny piękny i majestatyczny wodospad Gulfos, znajduje się on na rzece Hvita, muszę przyznać że widok wywarł na mnie niesamowite wrażenie, ogrom i siła przepływającej przez niego wody pokazuje potęgę natury :)




                               Planem na dalszą część wyprawy było przejechanie przez środek Islandii, jednak w połowie drogi po około 2-3 h jazdy musieliśmy zawrócić na autostradę numer 1 z powodu bardzo złego stanu drogi, była nieprzejezdna gdyż zalegało na niej bardzo dużo śniegu. W tym momencie należy wspomnieć o rodzaju i kondycji dróg na Islandii, przyjeżdżając tutaj należy się też zastanowić jak chcemy spędzać czas, bo od tego zależy też rodzaj wynajętego przez nas środku transportu, odradzam absolutnie wynajem samochodu osobowego z normalnym zawieszeniem, choć to najtańsza opcja to jednak daleko nim nie zajedziemy bo o ile droga krajowa jest w większości asfaltowa to już boczne drogi często są wąskie, strome, żwirowe z wybojami i z dużą ilością kamieni, samochód osobowy zupełnie się nie sprawdzi i nawet nie warto próbować, z resztą poruszając się po tej wyspie natrafiamy na opisy dróg z informacją jakim samochodem pokonamy daną trasę a jakim nie możemy w nią wyruszyć, warto trzymać się tych wskazówek gdyż aura na Islandii jest nieprzewidywalna nawet w maju, w jednej części kraju możemy bez problemu się poruszać a im dalej na północ,  możemy napotkać nawet trzy metrowe zaspy śniegu :) Uważajmy na siebie i niech nie ponosi nas ułańska fantazja :D Jeszcze jedną ważną kwestią przy wyborze środka transportu jest funkcja jaką chcemy by on spełniał, dla nas ważne było żeby służył nam również za sypialnie dlatego zdecydowaliśmy się na busika dostosowanego do naszych wymogów, jak się potem okazało słusznie gdyż baza noclegowa na Islandii jest bardzo uboga, a tak, mogliśmy się zatrzymać niemal wszędzie.  Bardzo dobrym a w sumie chyba najlepszym wyborem jest jednak jeep gdyż tym samochodem dojedziemy wszędzie bez względu na warunki :)
                      Gdy już więc zorientowaliśmy się że przejechanie naszą zaplanowaną trasą jest niemożliwe, zawróciliśmy i wyruszyliśmy z powrotem aż za Reykjavik i dojechaliśmy, ze względu na pózną już porę na nocleg na kemping w Akranes, bardzo przyjazny postój, z toaletami, z gorącym prysznicem, o tej porze roku niemal zupełnie pusty, znajduje się on zaraz przed zabudowaniami przed wjazdem do miasta, przed pierwszym rondem,  nad malowniczą zatoczką :)



                  Z samego rana, po śniadaniu, po pierwszej nocy w naszym domku na kółkach, wyruszyliśmy w dalsza drogę trasą numer 60, mijając piękne islandzkie fiordy, pastwiska na których pasły się krępe kucyki, ogromne śnieżne zaspy, pola lawy...




aż dojechaliśmy do przepięknego wodospadu Dynjandi (Fjallfoss)  wspaniały, majestatyczny, składający się z kilku kaskad, czwarty co do wielkości wodospad na Islandii, byłam przyznam szczerze pod nie małym wrażeniem a widziałam w swoim życiu już nie jeden :)




     
                               Gdy już pełni wrażeń wróciliśmy do swojego kampera, po małym posiłku wyruszyliśmy w dalszą drogę aż do Isafjordur do małego miasteczka na północy w kształcie odwróconej litery L, pamiętam że było to najzimniejsze miejsce podczas naszego pobytu. W czapkach, szalikach, w bieliznie termo i tak kuliliśmy się z zimna i zastanawialiśmy się jak można mieszkać w takim miejscu :) jak na odpowiedz pojawiła się  mieszkanka tej uroczej miejscowości, mimo temperatury około zera spacerowała ulicą w sweterku z dekoltem, w dżinsach nie zrażona podmuchami mroznego wiatru :) Ważne aby na Islandię wziąć cieple ubrania i bieliznę termo gdyż jest tam na prawdę zimno :) niech nie zmyli nas pora roku, nie ma co porównywać wiosny czy lata w Polsce do tego z czym będziemy musieli się zmierzyć na Islandii.  Mimo temperatury to właśnie tę miejscowość wspominamy niezmiernie miło iii smacznie, nigdzie bowiem w całym naszym życiu nie jedliśmy smaczniejszej ryby niż w tamtejszej, nie oznaczonej żadnym szyldem, przypominającej w swym wyglądzie czerwoną stodołę, restauracji


                               Wchodząc do niej widzieliśmy rybaka który dostarczył świeżych ryb. Nasz posiłek był niesamowity, polecam odwiedzić to miejsce będąc w okolicy a na pewno się nie zawiedziemy :)
                               Pysznie napakowani kontynuowaliśmy trasę drogą 61 i 68 żeby około 1 w nocy dojechać do krajowej 1-nki. Tę noc spędziliśmy na absolutnie niesamowitym kampingu, w okolicach miejscowości Hvammstangi, z gorącymi zródelkami w których grzaliśmy się do póznych godzin nocnych, podziwiając piękne widoki, noc na Islandii w maju jest krótka bardzo pozno robi się ciemno a i noc nie jest zupełnie czarna. Rano mogliśmy odświeżyć się i przygotować sobie śniadanie w znajdującym się tam budynku gospodarczym a następnie ruszyliśmy w dalszą drogę, aż do Husaviku, skąd wypłynęliśmy poobserwować wieloryby. Wiąże się z tym bardzo ciekawa i śmieszna historia. Gdy w godzinach wczesnopopołudniowych  dotarliśmy do portu miejscowości  Husavik,  okazało się że ostatni statek wypłynął około 15-20 minut wcześniej, nie zrażony jak zawsze Krzysiek, podszedł do rybaka na jednym z kutrów i przedstawił jak wygląda nasza sytuacja a mianowicie że to nasz ostatni dzień na Islandii że następnego dnia rano wylatujemy do domu i że przejechaliśmy całą Islandię właśnie po to, aby móc poobserwować te wspaniałe ssaki. Rybak nie zastanawiając się wiele  ku naszemu zaskoczeniu i wielkiej radości oznajmił że 'podrzuci' nas do tego statku, który wypłynął, swoim pontonem :D szybko załatwili nam specjalne wodoodporne uniformy które miały nas chronić również przed zimnem, Maćko z Krzyśkiem poprosili rybaka o kolejne kilka minut by mogli przynieść nasze aparaty foto które zostawiliśmy w samochodzie, w związku  z tym nie zdążyli oni ubrać swoich skafandrów ;) Powiem tak, oglądanie wielorybów było bardzo ciekawym doświadczeniem, jednak to co przeżyliśmy w pontonie w drodze do głównego statku który poinformowany, czekał już na nas, było bezcenne :D ogromne wysokie fale które rzucały nami i pęd z jakim płynął nasz wybawiciel sprawiał że byliśmy w mega rozbawionym nastroju, najlepsze czekało nas jednak po dopłynięciu do statku, ludzie już z daleka rozbawieni robili nam zdjęcia, po dopłynięciu do burty nagle te wielkie fale zaczęły się od niej odbijać zalewając nasz ponton i nas, ucierpieli na tym nasi męzczyzni którzy nie zdążyli ubrać kombinezonów. Była to sytuacja  komiczna która wzbudziła salwy śmiechu wśród nas oraz całej załogi i pasażerów statku do którego dopłynęliśmy. W końcu jakimś sposobem załodze udało się nas wciągnąć na pokład i mogliśmy już wyruszyć we właściwy rejs. Bardzo żałuję że akurat wchodząc do pontonu wyładowała mi się bateria w moim gopro, bo film z tej przygody byłby przezabawny :) Rejs i obserwowanie trwało jakieś 3 godziny pod koniec dostaliśmy po kubku kakao i cynamonowej drożdżówce :)






a następnie wróciliśmy na ląd gdzie zapłaciliśmy za nasz rejs ( przed nie było okazji ;)) cena za osobę to około e50.
                               Nasz pobyt zaczął dobiegać końca, posililiśmy się jeszcze w jednej z restauracji i wyruszyliśmy w drogę powrotną, mijając po drodze wulkany, pola lawy oraz wodospady w tym Godafoss na rzece Skjalfanda.






                      Z Reykjaviku wylecieliśmy do naszych domów następnego ranka.
                                             Islandia to niesamowity kraj już po wylądowaniu  w Dublinie i wyjechaniu na tutejsze zatłoczone ulice zatęskniliśmy za pustymi drogami na których dosłownie w przeciągu dwóch, trzech godzin mijało nas jedno auta. To kraj w którym można odnalezć ciszę i spokój oraz dziką nieskalaną naturę. To miejsce w którym muszę przyznać nie mogłabym mieszkać ze względu na surowy klimat, niskie temperatury ale które bardzo chętnie odwiedzę w przyszłości, latem by podziwiać piękne wzgórza porośnięte soczyście zieloną trawą a w zimie by zobaczyć mistyczną zorzę polarną :)

Brak komentarzy